Strony

czwartek, 29 lipca 2010

Wrocil

... po dlugim czasie, moze z dlugiej podrozy, i zostawil swoj slad na moim GG...


Witaj Podniebny :) i zagladaj czesciej!

wtorek, 27 lipca 2010

Po kolacji

moze powinnam raczej napisac po obiedzie, wszak pisze ten post juz po poludniu, no ale nie w tym rzecz, bo ja przeciez chcialam pisac o tej sobotniej kolacji. Musze rzec, ze udala sie ona wysmienicie!
Bigos wyszedl fantastyczny, kopytka tez calkiem znosne, ale stwierdzilam, ze moge im wkrecic troche kitu o kopytkach wszak, odrobine rozpadaly sie... ale w smaku miodzio :) podkolorowalam wiec troche, ze z francuskich ziemniakow to jakos polskie kopytka nie chca tak bosko wychodzic :P
Talerze jednak wyczyscili, pomimo tego, ze aperitif tez jakos obfity mi wyszedl... jednym zdaniem fajnie bylo :)
Z innej beczki to musze sie przyznac, ze przywalilam kg... Alzacja mi wiec bokiem wychodzi ;P i czas sie znow wziac za siebie, bez dwoch zdan!! Jesien bowiem przyjdzie za chwil pare a ja znow bede plakac nad swoja oblesna niedola, ze nie moge gaci na doope wlozyc!
Nie cierpie tego cholernie, ale z tego co widze, juz do konca zycia bede musiala byc na jakiejs diecie, pilnowac co jem i staranniej wybierac menu z karty w kazdej knajpie... i zal mi, bo ja lubie smakowac, lubie wszystko to co sprawia, ze tyje... do kitu z tym zarciem, ze tez to w ogole czlowiekowi do zycia potrzebne :/
A, wiecie co jeszcze? Moj wlasny, rodzony brat nie rozpoznal mnie na ostatnich zdjeciach, ktore im podeslalam!! Pytal naszej rodzicielki, co to za brunete sciska R. na focie... no zenada po prostu :) Nie widzial mnie raptem 1,5 roku a tu sie okazuje, ze mnie ciezko poznac!! Fakt, zmienilam sie, nawet w sobote mi to nasi goscie powiedzieli ogladajac nasze zdjecia sprzed kilku lat, no ale nie spodziewalam sie tego, ze najblizsza mi osoba, moja najblizsza rodzina moze mnie nie rozpoznac!
To sie porobilo :)) Coz, wiec chyba kiedy pojawie sie w Ojczyznie to inni tez mnie nie poznaja... moge wiec tam byc calkiem anonimowo... nie powiem brzmi ciekawie :)
Poza tym rozkrecaja sie moje znajomosci w Miluzie, nie czuje sie tutaj tak samotna jak na polnocy, inaczej sie tutaj jakos zyje, pewnie dlatego, ze jestesmy w miescie... i tylko czasem zateskni sie za cisza i spokojem, i swierzym powietrzem wsi, ktore zostawilismy na polnocy... no ale kto wie, moze w koncu spelni sie moje ciche marzenie o tej chalupce z niebieskimi okiennicami i morzem lawendy do okola... pozyjemy, zobaczymy :)

foto zapozyczone z bloga "Lawendowy dom...od kuchni"

wtorek, 20 lipca 2010

Nic mi sie nie chce...

wakacje sie skonczyly, a ja mam tyle rzeczy do zrobienia, ze sie obrobic jakos nie moge...
Pewnie wszystko jest kwestia organizacji, ale kompletnie mi sie organizowac nie chce :)
Jest za goraco!
Daje jednak jakis znak zycia i spadam kroic kapuche... w sobote mamy gosci, obiecalam im bigos... no to przelewek nie ma ;)
narka i korzystajcie ze slonca ile sie da, bo przeciez zima byla dluga i kazdy za sloncem tesknil :))

środa, 7 lipca 2010

No i ta cholerna osmiornica sie jednak nie myli...


niestety final nie jest taki jaki sobie wymarzylam... zamiast Hiszpanii mieli byc Niemcy... no nic to, moze za 4 lata :))

Pisze szybko i w skrocie

1. jest u nas syn R. w sobote go R. przywiozl, a w sobote 17 lipca niestety jego wakacje u nas dobiegna konca. Na razie jest sympatycznie i wesolo :) Szkoda tylko, ze R. normalnie pracuje, przez co T. czeka na niego jak na zbawienie, bo normalne jest to, ze teskni. Wieczorami ogladamy filmy, na razie jestesmy na etapie Spidermena - o rety gorszej szmiry to ja nie ogladalam! No ale ogladam, bo T. mowi, ze tylko z nami sie fajnie oglada, i tak milo jest i rodzinnie - no to spoko siedze, ogladam i czasem zasmieje sie, bo fabula mnie powala... na szczescie tragedii nie ma i z tego domowego kina mi nie kaza wychodzic :)
2. dzis chyba nie obejrze meczu i jestem zrozpaczona! No ale dzis wiecczorem ma byc pokaz sztucznych ogni w pewnej miejscowosci oddalonej od nas o 30 km... wiec jedziemy je ogladac, ze wzgledu na T. oczywiscie. R. sie martwi, ze sztuczne ognie skoncza sie kolo polnocy, no moze ciut wczesniej, ale zanim dojedziemy do domu to polnoc juz pewnie bedzie, no a jutro przeciez do pracy i znow po 5 rano trzeba bedzie wstac (czyt. wstajemy razem, bo ja szykuje mezowi kanapki i pijemy razem kawe). No a ja rozpaczam bo jednak chcialabym zobaczyc jak Niemcy dobijaja Hiszpanow ;D oby, oby :))
3. Jutro jade na basen z Mlodym i mam nadzieje, ze nie zobacze zadnych chudych lasek, bo je powybijam, albo raczej potopie ;P
4. Musze sobie kupic nowe gacie, bo juz dawno sobie niczego nie kupilam, a przeciez jestem baba i musze sobie cos czasem kupic, choc portfel piszczy cienko i rozpaczliwie.
5. W ta sobote mamy jechac na polnoc, bo przyjezdza ojciec mojego R.. Szykuje sie wiec maly zlot rodziny T.... skich. Jeszcze nie wiemy czy szef pusci mojego chlopa z roboty, bo ponoc nie ma ludzi, a terminy gonia... bla, bla, bla... wiadomo standardowa spiewka kazdego pracodawcy... No i mam nadzieje, ze da mu to wolne, bo juz o tej wolnej sobocie i poniedzialku to gledzilismy juz jakis czas temu, i wowczas sie zgodzil, ale ze ten szef to kretyn to w sumie mozna wszystkiego sie po nim spodziewac. Mam tez nadzieje, ze w koncu wyplaci R. cala pensje, bo mnie szczerze doprowadza do szewskiej pasji placenie na raty.... od razu przypominaja mi sie czasy pracy w PL... dlatego w cholere R. musi stamtad uciekac i pamietac, ze juz nigdy nie pracowac u Polaka, no chyba, ze jako wspolnik! Moze to glupie, ale jednak prawdziwe!
6. My wakacji w tym roku nie mamy, z przyczyn prozaicznych, zyciowych. Moze sie uda, ze na BN pojedziemy do PL. A na razie jest jak jest... na cale szczescie pomiedzy nami jest ok :)

Co ma byc to i tak bedzie :) A teraz jest lato i trzeba sie z tego cieszyc :D
No i najwazniejsze, ze fajnie mi z R. a jemu ze mna :) w koncu chyba o to glownie w zyciu chodzi :)

czwartek, 1 lipca 2010

Mam nadzieje, ze bede uratowana

zadzwonilam do Mamy z prosba o kupienie lekow, juz mi je wyslala, ale beda dopiero w przyszlym tygodniu. Poza tym R. od kilku dni jest tlumaczem i kierowca, wozi innych pracownikow na kontrolne badania lekarskie. Dzis sam byl na takim badaniu, ponoc cisnienie mial troche za wysokie, ale po chwili odpoczynku wszystko wrocilo do normy, zatem i tak trzeba juz uwazac jakby co.
Napisalam tez krotki liscik do owej pani doktor, z zapytaniem o jakies leki bez recepty na ta moja alergie. Zobaczymy co odpowie. Kurcze, fajnie tak pisac lisciki w innym jezyku, i to na dodatek innym niz angielski :D Nie przypuszczalam, ze kiedys w miare bez stresowo mi to przyjdzie.
A poza tym jak na razie nadal sie bujam z tona chusteczek, kicham namietnie i bezwiednie, oczy mnie bola, i dlatego skracam do minimum siedzenie przed kompem.
Jutro ma do mnie przyjechac kolezanka z tego samego departamentu, ale z innej miejscowosci.... zastanawiam sie nad ta wizyta, bo nie czuje sie naprawde najlepiej, zreszta owa kolezanka tez mnie pyta, ze moze lepiej przelozyc spotkanie na inny dzien.... pomysle jeszcze chwile nad tym... ale jestem sklonna przelozyc to spotkanie, bo ani ona, ani ja nie skorzystamy z niego za bardzo... ja sie skupic na niczym nie moge, glowa boli od tego kataru, kichanie wkurza i na dodatek zmeczona jestem tym upalem, nie chce sie gadac za bardzo przy takim samopoczuciu.
Poza tym moj R. tyle pracuje, ze nie mamy nawet czasu kiedy zrobic zakupow, no i na przyjmowanie gosci tez trzeba cos miec w szafce, a i przeciez niedziela za pasem... nic to, denerwowac sie nie zamierzam, bo przeciez jak znam zycie wszystko bedzie ok :)